Dzisiaj przyszłam szybciej, pobądźmy razem jak najdłużej, nacieszmy się sobą na zapas. Tradycyjnie nie będziemy umieli odpowiedzieć na te same pytania, ale i tak padną.
Kto cię Zbyszku wypchnął z tego brudnego pociągu? Ciągle boli twoja jasna czupryna rozkrwawiona na torach. Kto nam to zrobił? Co u ciebie Basiu, opowiadaj. No jak ci tam? Najszybsza z nas, tacy byliśmy dumni. Ktoś powiedział, że najzdrowsi najłatwiej na to umierają. Nie chciałaś być wyjątkiem. Odeszłaś w większym tempie, niż pobijałaś rekord na setkę. Mieliśmy żal do ciebie Rysiu o ten ostatni list. Stawcie się w komplecie – napisałeś. Żyłeś z nami śmiejąco, a rozstrzelałeś się samotnie dla nieznanej dziewczyny. Byliśmy wściekli, ale przyszliśmy prawie wszyscy, bo Bolek odszedł swoim zwyczajem, bez rozgłosu. Przewrócił się i już. W dwie godziny po śmierci został ojcem. Jedno i drugie za wcześnie. Młodość nie dawała nam żadnej gwarancji, zrozumieliśmy to szybko, tylko Adam nie zdążył, bo młodość, jak pocisk, rozerwała mu serce na kawałki. Ta dosłowność odarła go z całego romantyzmu. Wylał się z niego, rozszarpał od środka i koniec. Potem Bożenka i Janusz. W imieninowej doniczce uschła paproć, a potem ktoś zadzwonił, że znów nas mniej.
Siedzimy w moim pokoju, każdy na ulubionym miejscu, nic się nie zmieniło. Basia, jak zwykle - pierwsza będzie czytać swoje wiersze. Ciekawe czy napisała coś nowego. Jak tam twoje fraszki Rysiu? Janusza nie pytam – powieść to poważna sprawa, może przeczyta jakiś mały fragment. A ja, jak zwykle, na końcu. Ale nie do końca. Od pewnego czasu boję się pojedynczych kropek. Ustawione rzędem – będą jak kolejne kartki niedopisanej przez nas sztuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz