Gustaw trzyma na kolanach wielki bochen
chleba, dotyka. Wydaje mu się, że to
policzek dziecka, kiedy głaszcze ciepłą
skórę:
będę
cię jadł tak, żeby nie bolało - mruczy
i wdycha zapach. Już się nie boi wypełnionego
raz w tygodniu kosza. Ktoś o nim myśli.
Gdy od wioski słychać dzwony, a na
skraju
lasu leży owinięty płótnem drożdżowy
placek,
Gustaw czuje, że to nie jest zwyczajny
dzień.
W jego życiu pojawiła się prawdziwa
niedziela
i robi mu się jakoś słodko i wtedy nic
nie robi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz