– Nie wierzę, że mój Antoś nie żyje – powiedziała babcia.
Kuchnia pełna czarnych ciotek aż
westchnęła z oburzenia na brak babcinego szacunku do słowa pisanego i krwawej
pieczątki w roku kartki. W śmierć wojenną nikt nie wątpił. Ona jedna się postawiła.
- Albo by mi się taki śnił – mówiła –
swoje role odgrywał i udawał tego antychrysta hitlera, dzieci rozśmieszał,
ciągnął za nosy? Nie! Żywy mój Antek we śnie, to i żywy na jawie. Może już w
drodze i wraca do domu.
Na tej niewielkiej wsi stanowili zagadkę; wyszukał ją w kościelnym chórze, wziął niepiśmienną i poślubił, liter z książeczki do nabożeństwa nauczył. Pokochał
Tolkę wysokopiersiastą, poczciwą i dorodną, z oczami jak mokre niezapominajki.
Dziadek był uczony - z walizką książek zamieszkał w osobnym pokoju. Piekny,
dostojny, z burzą włosów, był panem i
wyrocznią. Babcia po ślubie zakazała mu
pracy w polu:
– Ty masz Antoś wielką, mądrą głowę, a
ja silne ręce. Będziesz robił swoje, a ja swoje.
Urodziła mu dwoje dzieci. Kochali je
oboje wielką miłością, ale każde kochało inaczej:
– Popatrz, Antoś - jak podzieliły się
nasze dzieci – Helusia do książek nic się nie garnie, ino pole i pole, a jaka
wartka i bydło nakarmi, kurę oskubie. Za to twój Pietrek znów krowy pogubił,
boś mu książkę na łąki dał. I upilnuje taki bydląt?
Zagrabiała
wtedy czerwcowe siano na łące pod lasem, w chustce nasuniętej na czoło, żeby
uciec od słońca. Patrzyła tęsknie w stronę drzew i myślała o cieniu. Zobaczyła
go dopiero, gdy wszedł na wydeptaną ścieżkę, w zielonym jeszcze życie.
– Wyczekałam cię Antoś - pomyślała, a on
już biegł do niej przez zboże, krzycząc i echo powtarzało za nim: moja Tola, moja Tola! Babcia przyklękła
i pięścią wymachując w stronę wioski krzyczała:
– A widzita, wy cholery żałobne, że
wrócił? Jużeście mi Antka pochowały, opłakały i nowego kazały szukać, a serce
swoje wie.
Na te krzyki przyleciała Józia od
Walczaków, a za nią Andzia Kowalikowa. Babcia spłakana, ściskała wychudzonego
Antka, ale swoim zwyczajem szybko wróciła
do równowagi, bo od razu zaczęła wydawać kobietom dyspozycje:
– Lećta mi zaraz, wszystkich ludzi
zwołajta, trza się nam z żywym Antkiem pogościć!
Kobiety pobiegły w stronę wioski, a
babcia wzięła od dziadka ciężki, płócienny worek i trzymając za rękę, prowadziła
do domu.
Mireczko, Mireczko...takie piękne to Twoje pisanie!!!
OdpowiedzUsuń