Nie masz pojęcia, jak ja się lubię zgubić. Jak to,
po co? Żeby mnie ktoś szukał. Taka mała uciecha, że ktoś chce i się cieszy, jak
znajdzie. Może i bez sensu, ale tak już ze sobą mam.
Puszcza Knyszyńska była ekstra do zgubienia o świcie.
Złapałam za plecak i w nogi, a wy po godzinie w pościg. Pan gospodarz
zatroskany, ty, jak zwykle wściekły. A ja w krzakach. No i ten wielki wiewiór
nagle przede mną. Musiałam mieć tępy wyraz twarzy, bo się uspokoił i
popiskiwał, jakby chciał mnie oswoić. Popatrz, tobie przez tyle lat się nie
udało, a on był tak blisko. Jaka wiedźma??? Co prawda, do dzisiaj się dziwią
górale w Bukowinie, że mnie ten wielki pies nie zżarł, chociaż powinien. Ale
żeby aż czary, to nie. Po prostu nie chciał i już. Kwestia smaku.
Żebyś miała jakiś powód mała, przecież jest wszystko dobrze, prawda?
Żebyś miała jakiś powód mała, przecież jest wszystko dobrze, prawda?
Pewnie, że jest dobrze – kochamy się i w ogóle
jesteś moim kumplem. Zosia Stryjeńska, wiesz, ta czarnula młodopolska, wciąż
uciekała od swojego męża, żeby ją bardziej kochał. Ja nie mam takich ambicji.
Wiem, że kochasz, jak potrafisz. Amen. Z tym szukaniem to tylko część prawdy.
Jak się zgubię tam, gdzie mnie nikt nie zna, to mam więcej czasu dla siebie,
ciszy dla siebie, więcej powietrza. Pośpię w zapachach i normalnie odpocznę od
nas zalatanych, zmartwionych, złych. Razem się zgubić? Nie, to nie to. I kto by
nas wtedy szukał? A tak, to wiem, że mnie znajdziesz; zresztą, przecież zwykle szybko
wracam do ciebie i siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz