piątek, 27 lutego 2015

Kuwa

Królowo daj zeta, potrzeboski jeste, nawet piętki nie mam na śniadanie Tadzik zrobił smutną minę.
Kilka minut temu szedł z dwiema reklamówkami po rynku i ryczał coś Lady Pank, ale jak tylko mnie wypatrzył koło ratusza, uciszył się, zgarbił i momentalnie zamienił w wychudzonego, niedożywionego ciapka.

 Tadeusz, po pierwsze nie mówi się jeste, tylko jestem, a po drugie, wczoraj dałam ci piątkę, bo nie miałeś chleba na śniadanie. Ty się Tadeusz w końcu określ, bo zaczynam myśleć, że traktujesz mnie niepoważnie.
 Nie bądź, kuwa, taka drobiazgowa, lalka zarechotał Co to jeden chleb na takiego bitelsa, jak ja? Nie jeste ostatnio niestety, zaangażowany w żadne zajęcie i mam chwilowe problemy finansowe. 
Ostatnio, czyli od kiedy, skurczybyku? Chyba od stanu wojennego, a może dłużej. Tadeusz, mnie możesz szczerze powiedzieć pracowałeś kiedyś uczciwie? 
Nie obrażaj mnie lalka, bo nic kuwa o mnie nie wiesz! Powiem ci za komuny miałe zasadę, że nie będę się komuchom wysługiwał.
Miałem, a nie miałe, pipsztoku.
Spadaj! naciągnął mi czapkę na oczy Słuchaj kuwa, a nie wykładaj, bo na studia za stary jeste. No, to jak przyszedł kapitalizm, już nie było takiej prezencji, żeby mi dali odpowiednie stanowisko.
 Trzeba było się do partii zapisać, baranku boży zażartowałam dostałbyś posadę na wysokościach i dzisiaj na Wyspach Kanaryjskich byś dupę opalał i pił drinki z parasolką, a nie wynalazki z drogerii. 
Teraz, to mnie, kuwa, zdrzaźniłaś na maksa znowu był wysoki i bojowy. Ja cię szanuję i w ogóle, a ty z takim refrenem do mnie wyjeżdżasz? No ja pieeedole! Nie rób z siebie, kuwa pipy z opieki społecznej, bo się pogniewamy. I jeszcze skromna uwaga do ciebie, kobieto nie piję wynalazków, bo mi żal wątroby. Ja nie jeste Zbyniu. On oprócz papy i lepiku, chlał w życiu wszystko. I teraz sobie porównaj ja jeste elegancki chłopak, a Zbynia trzeba prowadzić pod rękę, bo mu się błędnik spierdolił. I niestety, kuwa rach ciach i w piach.
   Tadzik należał do moich ulubionych uliczników. Rynek był terenem, po którym krążył najczęściej. Jeśli nie przeglądał śmietników i skwerków w poszukiwaniu puszek, było pewne, że siedzi na murku przy rybnym i czeka na bliższych i dalszych znajomych, z jako tako wypełnionym portfelem. Znałam kilka jego kobiet, z którymi przychodził na plenerowe zabawy albo prowadzał się po parkach. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłam, od razu mi się spodobał
porządnie ubrany, niósł torebkę swojej Krysi czy Marysi i pierwszy zaczynał tańczyć, przeważnie sam. Nie czekał, aż się plac zapełni, tylko szalał. Miał poczucie rytmu, znał chyba wszystkie piosenki świata, bo gęba mu się nie zamykała śpiewał i śpiewał.
   Nie wiedziałam z początku, że to facet, który prawie całe życie nigdzie nie pracował i żył z “kapanego” na ulicy. Ubrany, czysty, babeczka z elegancką fryzurą, na obcasach, na imprezach drobny alkohol, pełna kultura, buch w mankiet. Dopiero później, kiedy widywałam go na rynku ciągle i ciągle, zorientowałam się, że to dobrze utrzymany, sympatyczny i pełen fantazji menelson. Nie wiem, dlaczego, ale to właśnie zacieśniło naszą znajomość; toczyliśmy ze sobą rozmowy; czasem krótkie, w przelocie, czasem przysiadałam na murku przy rybnym na dłużej. Zaczęliśmy w domu zbierać dla niego puszki i inne rzeczy, które mógł spieniężyć. Wyciągałam co się dało od sąsiadów i przywoziliśmy Tadzikowi wypakowane wory. O kasę prosił tylko przy grubszych kryzysach. Kiedy było jako tako, dostawał parę groszy bez proszenia, a przed świętami zasilaliśmy go większą gotówką. Mąż był dla Tadzika najlepszym kumplem i przyjacielem. 

   Od pewnego czasu coś się zmieniło, bo zostawiła go baba i poszła do innego. Pomyślałam, że dobrze nie pasowała do Tadzika, najczęściej nietrzeźwa, była nachalna i jakaś takaś. Prowadzali się z wózkiem, do którego zbierali puszki i inne złomy. Ona ledwo trzymała się na nogach, Tadzik za to dziarski, ale już gorzej ubrany, zaniedbany. I nagle odeszła. Zobaczyłam ją kiedyś zalaną w trupa, na murku, z obdartym, pijanym facetem. Odtąd Tadzik kolędował po rynku sam. Zaczął więcej pić, mówić do siebie, krzyczeć nie wiadomo do kogo albo śpiewać, tak jak dzisiaj na ulicy. W temacie paru groszy na chleb zrobił się aktywniejszy. Muszę go zaraz wypytać, bo chyba nadszedł czas, kiedy trzeba było zacząć się o niego martwić.
Teraz stał obok obrażony i gwizdał:
 
Spokojnie, Tadeusz szturchnęłam go nie miałam nic złego na myśli z tymi wynalazkami, wyluzuj, człowieku.
Lubię, kuwa, jak mówisz do mnie Tadeusz klepnął mnie po plecach Żadna dupa tak mnie nie nazywała. 
No właśnie, zuchu porozmawiajmy o dupach, Regina cię zostawiła, co nie?
  Puściła się splunął na ziemię i to z takim, rzęchem, że ja pieeedole! Śmierdziel, kuwa i lump. Powiem ci lalka coś szczerze, z serca poszła, to poszła, szmacisko, ale ja ją kuwa szanuję za to, że chociaż ma gorzej z tym skurwielem, niż ze mną, to jest honorowa i się nie skarży po parafii.
Odbiło ci? Ja bym jej nie żałowała. Pijaczka i flejtuch. 
Miała, kuwa powody, żeby się stoczyć. 
Ciekawe, jakie? 
Skąd mam wiedzieć, lalka? Nie zwierzała mi się.
 Powiedz mi Tadeusz, czemu ty z nią byłeś? Miałeś elegancką babkę, z torebkami, kolczykami, zawsze ekstra uczesaną, zadbaną. Trzeba być czubem, żeby ją zamienić na takiego kocmołucha.
 Mówisz o Wandzi? zaczął rechotać A daj, kuwa spokój! Jaka elegancja? Ona męskie skarpety nosiła do obcasów! Siara na całą parafię! I bez przerwy, kuwa, bekała. Nie dało się przy niej jeść, ja pieeedole, wieprz, a nie kobieta. Weź przestań, kuwa, bo jak sobie przypomnę! Regina, fakt, że fleja, ale miała tej kultury trochę i szacunku do człowieka. 
Właśnie widzę tak cię szanowała, że polazła do jakiegoś lumpa, a ty zostałeś sam. 
Musiała mieć powód. 
Jaki? 
Nie pytałem, ale jak by nie miała, to by nie poszła.
  Trzeba było zapytać, frajerze. 
Wiesz, co to są, kuwa, osobiste pytania, lalka? znowu mnie klepnął To takie coś, że nie zawsze chcesz zadać, bo ci się może nie spodobać to, co kuwa usłyszysz, kape? Słuchaj, kończymy na dzisiaj te gadki, bo widzę, że ja coraz głodniejszy, a ty mi pierdolenie w ślepą gienie odstawiasz. Dajesz, kuwa na ten chleb czy mam się obrazić?
    Jeszcze mi tego brakuje, żeby się obraził gamoń. Gdybym go nie lubiła, dostałby torbą po plecach, a tak, wypada skapitulować i odpalić coś na ten chleb.
 
Tadeusz, ja przecież z troski, bo cię lubię, żulu cholerny. Zrobimy tak: ty stoisz i czekasz, a ja do spożywczego wchodzę, kupuję chleb i pasztetówkę. Tak? 
No, kuwa, super bosko, lalka, kocham cię i twojego mistrza też, powiedz mu to ode mnie! przyklęknął na kolano i buch w mankiet. Ale dołożysz jakiegoś funciaka, żebym miał jutro na chlebuś? 
Masz piątkę, Tadeusz, ale oszczędnie, nie rozrzucaj się za bardzo.
Przyłożył rękę do piersi:

  Dla ciebie wszystko, lalka. Od jutra będę kuwa, jak ten święty Aleksy na przykład.

2 komentarze: