Tutaj nie ma pieczęci, pięter, zaginął zbiór
odcisków, piętno stało się niewyczuwalne.
Klinika otwarta aż do odwołania - nęci
popaprańców, nobliwych, czasem wiarołomnych,
a każdy z nich ma prośbę: mów o mnie męczennik.
Schodzą się umorusani chłopcy z gwiazdami
szeryfa, przerażone dziewczynki z lalkami,
którym nagle zapadły się szklane oczy.
Starość musi tutaj stać w kolejce - nie jest
przywilejem, ale nie narzeka, bo nigdzie
się nie śpieszy; siadła grzecznie i rozdaje listę
zaginionych dzieci - niemą prośbę o wsparcie.
Młodość przyszła z ciekawości, ciężko oddycha
i dodaje sobie lat. Jeszcze nie wie, że w tym
eksperymencie będzie materiałem wyjściowym.
Zostaną blizny, ale to jedyna metoda naturalna.
Wszystko skończy się, zanim cokolwiek zacznie,
z czymś na sen wymiesza się ból, wniknie bez
pytania i warknie: dłużej śnisz, dłużej pożyjesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz