wtorek, 27 października 2015

Jacek Filipowicz - Gustaw Znikąd

Dotarł dziś do mnie tomik Mirki Szychowiak. Prezent tyleż niespodziewany, co... no właśnie. Siadłem wieczorem, wyłączyłem przeszkadzajki i kota z nadzieją, że uda mi się przeczytać kilka wierszy. Bo wiecie, poezja męczy. Męczy formą, kondensatem treści, czasem hermetyzmem, a czasem zwyczajnie mieli po raz kolejny znane idee i słowa - nużąc.
Kiedy przewróciłem ostatnią stronę, miałem do niej straszny żal, że ostatnia. Mirka zafundowała mi poruszającą i wzruszającą balladę w odcinkach. Balladę o Gustawie. Jeszcze nie do końca poukładałem sobie o czym poza Gustawem jest ta ballada. Jeszcze nie do końca ułożyłem sobie skąd jest Gustaw, choć trochę już tak. Mirki prezent choć piękny, jest niepokojący.
Mirki wiersze o Gustawie nie należą do tej poezji, która męczy bułę. Nie trzeba ich interpretować, jeśli nie ma się ochoty. Tworzą zwartą i zrozumiałą opowieść. Taką, która zostaje na dłużej. Moje rozterki wynikają raczej stąd, że próbuję syntezować tomik jako całość.
Wrócę dziś do domu i wieczorem przeczytam jeszcze raz. A później raz jeszcze, bo jest kilka rzeczy, które muszę sobie z Gustawem wyjaśnić. Jest kilka rzeczy, o których Mirka po prostu nie pisze i które sam sobie muszę wyjaśnić. A wszystkich tych, którzy należą do ginącego gatunku stworzeń czytających, serdecznie namawiam. Nie trzeba do tomiku Mirki znać się na poezji. Nie trzeba poezji nawet lubić. I wiecie co? Na teraz nie przychodzi mi do głowy żadna lepsza rekomendacja.
Część opowieści o Gustawie znajdziecie w Sieci. Ale książki pachną, a monitor nie. Książka od Mirki pachnie lasem i skrajem lasu. W książce Mirki znajdziecie dobre ilustracje i Karola Maliszewskiego w posłowiu piszącego o poezji empatycznej i wielu innych ciekawych sprawach. "Gustaw znikąd" jest nie z tego świata. Miroslawa Szychowiak jest poetką, która potrafi pisać o człowieku dla człowieka. Jak ja się za takim pisaniem stęskniłem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz