- Nie można
cię spuścić z oczu. Twoje mieszkanie przypomina wysypisko śmieci! Kiedy w końcu
zaczniesz żyć jak człowiek? Czasem nie chce mi się wierzyć, że jesteś moim
synem. Twój brat potrafił się urządzić! Psu na budę taki inżynier jak ty - zamiast na
budowach zarabiać miliony, jesteś zwykłym urzędasem. Mogłeś zostać w Iraku, na
platformie, a nie w Polsce zaśmiecać swoje życie. Jesteś moim największym rozczarowaniem, ale ja to zmienię, muszę coś z
tym zrobić, zanim umrę.
- Tato, mam czterdzieści cztery lata i żyję jak
chcę. Ja się nie wtrącam do twoich spraw, daj mi w końcu spokój.
- Nie bądź bezczelny! Myślisz, że pozwolę, żeby mój
syn mieszkał jak śmieciarz? Nawet nie ma na czym usiąść, wszędzie graty i pudła.
Nie masz na co wydawać pieniędzy?
- To są moje pieniądze!
- Nie podnoś głosu, tylko bierz się za kuchnię,
bo aż w pokoju śmierdzi resztkami. I pamiętaj, od dzisiaj będziesz mnie widział
codziennie. Koniec z tym burdelem! Trzy pokoje to stanowczo za dużo dla jednego
człowieka, a raczej dla takiego brudasa jak ty.
- To jest moje mieszkanie, mój brud i moje śmieci.
Lepiej byś poszedł na cmentarz do mamy, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz tam
byłeś.
- Codziennie chodzę!
- To ja chodzę codziennie. Ciebie nikt tam nie
widział od roku. Nie masz dla niej czasu także po śmierci.
- Ja tu jeszcze wrócę. Nie myśl, że się mnie
pozbędziesz. Boże, jaki syf!
Drzwi
zatrzasnęły się z hukiem. Nie chciałam przysłuchiwać się tej kłótni, ale stałam
na balkonie, a okno sąsiada było otwarte, słyszałam wyraźnie każde słowo.
Mieszkałam tu od niedawna. Rzadko widywałam kogoś na korytarzu; balkony też były puste, bezludne, bez żadnych
oznak życia - ani kwiatka, stolika czy suszarki na bieliznę. I cisza. Aż do dzisiaj. Szkoda, że
rozmowa u sąsiada była raczej kłótnią. Nie jestem więc aż taką
szczęściarą, która kupiła sobie mieszkanie w pięknym miejscu, gdzie będzie spokój i cisza. Jeśli ten
despotyczny stary człowiek ma zamiar nachodzić syna, to ze
spokoju nici.
Na szczęście przez następne dni było cicho. Któregoś
dnia postanowiłam w końcu zrobić domowy obiad. Najpierw jednak czekały na
mnie worki pełne śmieci. Wstawiłam tylko rondel z mięsem na kuchenkę i poszłam
do kontenera.
- Mogę zajrzeć
do tych worków?
Wysoki, bardzo szczupły mężczyzna stał obok
kontenera i patrzył na mnie prosząco.
- To tylko śmieci, nic ciekawego tam nie ma. Jeśli
czasem pozbywam się ubrań czy innych drobiazgów, ustawiam je osobno przy
śmietniku.
- Na pewno jest coś, co mi się spodoba – mężczyzna
nie ustępował - Ludzie często wyrzucają
dobre rzeczy. Pani da, ja sobie te worki
sprawdzę, nic więcej. No to jak?
Mimowolnie zaczęłam sobie przypominać, co
zapakowałam do wyrzucenia i poczułam się dziwnie na myśl, że może w workach są rzeczy, których
nie chciałam nikomu pokazać.
- Tam są tylko jakieś resztki – skłamałam– nie
segreguję śmieci, może się pan ubrudzić.
- Jestem przygotowany!
Co za uparciuch, pomyślałam, patrząc jak wyjmuje z
kieszeni białe chirurgiczne rękawiczki.
Spoglądał zachłannie na pękate worki, zaczynał
mnie już złościć.
- Mówię panu, że tam nie ma nic, co się może przydać.
Ani panu, ani komukolwiek - podniosłam klapę i wrzuciłam worki do kontenera.
- Wcale pani nie wierzę – odpowiedział zrezygnowanym
głosem.
- Guzik mnie to obchodzi – odburknęłam i poszłam do
domu.
W
przedpokoju poczułam zapach spalenizny. Wpadłam
do zadymionej kuchni. Szlag trafił mój pierwszy w tym tygodniu obiad. Głodna i wściekła, zamówiłam przez telefon
pizzę. Nagle usłyszałam na korytarzu krzyk. Po kilku miesiącach nareszcie jakaś
oznaka życia. Po chwili ktoś zaczął walić w drzwi obok:
- Otwórz natychmiast, wiem, że tam jesteś! Mnie nie
oszukasz, widziałem, jak wchodziłeś do bloku! Otwieraj, bo wyważę drzwi,
słyszysz?!
Wyszłam na korytarz. Starszy, tęgi mężczyzna walił
pięścią w drzwi mojego sąsiada.
- Co się gapisz? – rzucił na mój widok – nie
interesuj się nie swoimi sprawami!
- To już jest moja sprawa, bo zakłócił
pan mój spokój i myślę, że sąsiadów też.
- Jeszcze nie ma ciszy nocnej, mogę hałasować, ile
mi się podoba! – wrzasnął.
- Dobija się pan
do cudzego mieszkania, w którym pewnie nikogo nie ma. Proszę nie krzyczeć, bo
zadzwonię na policję.
- To jest mieszkanie mojego syna, mam prawo do niego wejść!
- Nie ma pan prawa wchodzić do jego mieszkania,
jeśli on tego nie chce. Lepiej niech pan idzie stąd, bo będą kłopoty.
Przestał walić w drzwi i spojrzał na mnie z
niechęcią:
- Jeszcze tu wrócę!
- Co za ohydny dziad! – z mieszkania naprzeciwko
wyszła młoda kobieta – zna go pani?
- Skądże, widzę go po raz pierwszy.
Nie zdążyłyśmy dokończyć rozmowy, bo otworzyła się
winda, przywieziono mi pizzę. Jedząc, myślałam
o sąsiedzie zza ściany. Czy rzeczywiście
był w domu? Jeśli był, musiał wszystko
słyszeć. Od następnego dnia codziennie wychodziłam na balkon, ale nie miałam
szczęścia. W sobotę wróciłam do domu po dwudziestej. Na korytarzu zaczepiła
mnie sąsiadka z naprzeciwka:
- Dzień dobry – była zdenerwowana – Ten staruch
znowu dobijał się do syna. Na szczęście wrócił mąż - prawie siłą wsadził go do
windy. Co to za historia z tym synem? Może wyjechał?
- Może – odpowiedziałam wymijająco.
Położyłam się dzisiaj wcześniej, byłam zaziębiona i
chciałam przespać chorobę.
Ze snu wyrwał mnie płacz. Zapaliłam lampkę, była
trzecia. Płacz dobiegał zza ściany. Cichy, przejmujący. To płakał mój sąsiad.
Nie mogłam go tak zostawić. Wyszłam na balkon i zapukałam w okno. Przestał płakać,
ale nie wyszedł.
- Proszę wyjść na balkon. Wiem, dlaczego pan płacze, poznałam pańskiego
ojca.
- Nie chcę o nim rozmawiać – odpowiedział cicho.
- Nie musimy o nim rozmawiać.
- Nie wyjdę, przepraszam, że panią obudziłem.
- Niech pan przeskoczy na mój balkon, drzwi będą otwarte.
Zrobię herbatę.
Poszłam do kuchni i włączyłam czajnik. Zjawił się po
pięciu minutach.
- To pan?
Przede mną stał mężczyzna, którego spotkałam przy
śmietniku kilka tygodni temu.
- Lepiej pójdę – był zawstydzony – proszę mi
wybaczyć.
- Nigdzie pan nie pójdzie.
Siadł przy stole, przysunął do siebie kubek.
- Mam na imię Leszek.
- Proszę posłuchać - nie musi pan opowiadać o kłopotach z ojcem, to nie moja sprawa, ale chcę
zrozumieć, co pana zmusza do grzebania w śmietnikach? Ma pan pracę,
wykształcenie, własne mieszkanie. To się nie trzyma kupy.
Nic nie
odpowiedział, pił herbatę i wzdychał. Nie będę nalegać, poczekam. W końcu
podniósł głowę.
- Nienawidzę sterylnej czystości – zaczął - pustych
pomieszczeń, błyszczących mebli, nieskazitelnie wymytych okien.
- Może powinien pan pójść do lekarza?
- Nie jestem chory, jestem wreszcie wolny , ale pani tego nie zrozumie.
- Niech mi pan w tym pomoże.
- To nie jest nic
miłego.
- Miłe rzeczy mnie nie interesują.
Milczał jeszcze przez chwilę, wreszcie zaczął mówić:
- Mieszkaliśmy w dużym domu. Rodzice, brat i ja.
Ojciec był architektem, mama nauczycielką, ale zwolniła się po urodzeniu
pierwszego dziecka i ojciec już nigdy nie pozwolił jej wrócić do pracy. Był opętany
na punkcie czystości. Na widok brudnego widelca wpadał w furię. Kilka razy w tygodniu robił przegląd rzeczy i wciąż coś
wyrzucał. Wystarczyła drobna rysa na kubku, mała plamka na obrusie czy lekko
wytarty czubek całkiem dobrego buta. Mimo sprzeciwów mamy, pakował te, według
niego zniszczone rzeczy i wynosił do śmietnika. Terroryzował nas wszystkich.
Codzienne kontrole w pokojach, we wszystkich pomieszczeniach tego wielkiego
domu. Mama, odkąd pamiętam, wciąż była przerażona; kiedy ojciec wracał po pracy,
zaczynała się trząść. Nigdy się nie zdarzyło, żeby siedziała w jednym miejscu
dłużej, niż kilka minut. Ciągle w ruchu, ciągle sprzątała, gotowała, prała,
prasowała. Kiedy wydawało się, że wszędzie jest czysto, sprawdzała samą siebie
i od nowa zaczynała sprzątać, poprawiać, wygładzać. Niepotrzebnie. Ojciec zawsze znalazł jakiś włos,
jakiś paproch, zagięcie w wyprasowanej koszuli. Za każdym razem robił awanturę i wyzywał mamę od brudasów.
Nigdy się nie uśmiechała w jego obecności. Przez wiele lat, jeszcze mali,
myśleliśmy, że tak jest we wszystkich domach, że wszystkie kobiety mają takich
mężów jak mój ojciec i że muszą od rana do wieczora sprzątać i słuchać rozkazów.
Kiedy zaczęliśmy dorastać i dostrzegać, że mama jest ofiarą tyrana, a właściwie
chorego człowieka, zaczęliśmy protestować, ale to pogorszyło tylko sytuację. Ojciec
podejrzewał, że mama musiała się nam poskarżyć. Pobił ją w naszej obecności
któregoś dnia, potem wyjął z szafy wszystkie rzeczy - czyste, wyprane i
wyprasowane, zapakował do kosza na bieliznę, wyniósł na ogród i wyrzucił na
mokry, zabłocony podjazd. Kazał mamie to wyprać od nowa. Dał jej na to jeden
dzień – na pranie, suszenie i prasowanie. Chcieliśmy pomóc, ale nie pozwolił. Pracowała
całą noc. Rano wyprane rzeczy dosychały na sznurach w ogrodzie. Późno w nocy
mama skończyła prasować ostatni obrus. Do dzisiaj nie zapomnę jej spojrzenia,
kiedy wychodziłem następnego dnia do szkoły. Nigdy sobie nie wybaczę, że nie
zostałem wtedy w domu. Powinienem wyczytać w jej oczach pożegnanie. To, co
zastałem po powrocie, wciąż widzę, każdego dnia, od dwudziestu siedmiu
lat. Karetka, radiowóz, kilku funkcjonariuszy i sanitariusze wynoszący na noszach
martwą mamę. Kiedy wyprawiła nas do szkoły, odkręciła wszystkie kurki w
kuchence. W taki sposób postanowiła uciec z więzienia. Ja nie mam tyle odwagi,
wybrałem inną drogę. Grzebię w tych
śmieciach od lat, bo wydaje mi się, że może znajdę kiedyś coś, co z naszego
domu wyrzucił ojciec. Robię wszystko, czego on nie chce, czego nienawidzi. Przestał mieć do mnie jakiekolwiek prawo. To mnie tutaj trzyma.
Witam Ciebie Mirko w tym szczególnym dniu ;-)))
OdpowiedzUsuńTekst niesamowicie wciągająca i przejmująca opowieść ... można by rzec Wigilijna ... dziękuję że mogłam ją przeczytać
Życzę Spokojnych Szczęśliwych *WESOŁYCH ŚWIĄT*
_______________./\.
_____________ >___<
_____________Ѽ./ Ѽ
___________;->( ɕѼ Ҩ .
___________@.♥ '(█) ♥ *$
________Ѽ "( ()♥t (Ѽ)o*♥*
_______(█),-♥.-Ѽ _Q@,0 ɕ(█)
____________>o*oѼ @.<
_________o`Ѽ Q Ѽ Q Ѽ~@'
______♥.'Ѽ ♥ *Ѽ ɕҨ ‘♥ @-.)'*
____Ѽ o (█) @ *Ѽ ɕҨ ‘♥ *(█)’Ѽ
__________Ѽ -♥-'Ѽ ♥._ Ѽ
_______@.♥ '*Q ♥ *(█), @.♥ '*
___.♥' @ _ ɕ♥ _.-'~♥-. @ ´(♥)`-*.o
__.(█)* ♥ ..-' (Ѽ) o *.(Ѽ) 0 *(█)`)
_________(Ѽ ) '-._♥__(Ѽ)@
____;--♥' ♥Ҩ 0‘(Ѽ) Q o *♥ * Ѽ ♥
___ * (Ѽ). ♥ * .Q.~ ♥- ♥Ҩ.0() Q ♥*'.
_(█)* ♥ *‘ o * ♥ _(█)Q~ ♥Ҩ _Ѽ♥_(█)
_____________▓▓▓▓▓
__________ ▓▓▓▓▓▓▓▓▓
pozdrawiam ciepło
Nawzajem:) I dziekuję
OdpowiedzUsuńUwielbiam to Twoje opowiadanie. Z życia wzięte !Obsesja czystości ( i nie tylko!) rodzi przemoc.Dobrego świętowania i pełnych smaku Świąt!
OdpowiedzUsuńMirko, ja widzę tych Twoich ludzi, rozmawiam z nimi, pamiętam z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńJa, Ewka
UsuńMam nadzieję, że to TA Ewka.
OdpowiedzUsuń