piątek, 24 lutego 2017

Nie czekaj na mnie. Wanna i lulu.




    Postawię sprawę jasno,  panie Kaszpirowski - to mój Wiktor zapłacił za konsultację. Teraz czeka za drzwiami, więc niech mnie pan rozmieszcza na kanapie i zaczyna te swoje szuruburu. Od razu mówię: widziałam kiedyś w Dynastii czy w jakimś brazylijskim gównie, na czym to polega i nie mam zamiaru udawać nawiedzonej  czy coś w tym guście. To sprawka Wiktora - zażądał kategorycznie mojej przemiany, robię to wyłącznie dla niego. Czemu? Czasem mi się przydaje w życiu, dlatego znoszę jego ziemskość i szaroburość:
- Powinnaś poddać się psychoanalizie myszko, ta zmiana nastrojów mnie przeraża. Jesteś już dużą dziewczynką, a znowu kupujesz mi kolejnego miśka na urodziny. T w ó j  Wiktor cię kocha,  chodź na kolanka, wysmarkamy nosek i wyrzuć w końcu te francowate szelki z Bolkiem i Lolkiem!
I widzi doktor, co ja z nim mam?  Sztywniak z aktówką, jedwabnym krawatem i butami za pięćset. Dlaczego się tak uwziął i mnie chce? Uciekłabym, ale może umarłby z rozpaczy, a ja, powiedzmy, miękka jestem i mogłabym sobie za karę odebrać życie. Może by mnie pan uśpił na godzinkę? W końcu już zapłacone, a ja taka senna coś jestem. Nie, no co pan, to nie to, proszę nie świnić; pisałam w nocy bajkę – taka podziemna bajkopiska ze mnie. Gdyby Wiktor zobaczył moją pisani, miałabym przerąbane. I tak mówi znajomym,  że jestem kobietę s p e c j a l n e j  troski. Nie będzie spania?  Szkoda, a tak liczyłam na zrozumienie. Czy miewam sny?  Jak już zasnę, to pewnie że mam. O, nie, nie -  żadnych takich proszę księdza! Nikomu nie opowiadam swoich snów, szczególnie Wiktorowi. Do niedawna to nawet mu się zwierzałam:
- Wiciu, śniły mi się dwie młode zakonnice. Biegły o świcie brzegiem morza, na bosaka. Śmiały się i machały sandałami. Normalnie Fellini, Wiciu. Ślepy Cygan grał na skrzypcach po węgiersku, a ja tańczyłam w morzu zanurzona po pas. Piękny sen, prawda?
Nic z tego nie zrozumiał, nie poniosło go tam, gdzie mnie. Został na ziemi i się złościł:
- Wiesz mała, nawet  twoje sny są  jakieś c o f n i ę t  e. Dorośnij w końcu,  bo jak nie, to się mocno pogniewam i przestanę cię zabierać do ludzi.
Panie doktorze, powiem, jak umiem najprościej – pierdolę tę nadętą bandę sztywniaków, ich odchudzone, pachnące żony i to bogate, niejadalne żarcie. Też pan lubi bajki? Och, co za życiowy gość, taki mężczyzna to rozumiem! Wiktor zaraz by pana podsumował, że sentymentalny dupek. Niech się pan śmieje ciszej,  m  a  m  y  za drzwiami szpiega! Proszę mu powiedzieć, że jestem  d  o   z  r  o  b  i  e  n  i  a,  tylko to trochę potrwa. Na pewno nie pożałuje kasy na moje dorastanie. Minęła już godzina? Dobrze, kończymy. Ja  się zrobię na trochę zagubioną, może go pan zawołać.
- Wicieńku, moje słońce, ten doktor z początku mi się nie podobał,  pytał o takie dziwne rzeczy, na przykład  - z czym kojarzę mgłę albo czy widzę w nocy zjawy. Przecież w nocy jest ciemno, myślał, że jestem jakaś nienormalna? Ale oczywiście miałeś  rację kochany.  J a k   z  w  y  k  l  e. Już czuję się trochę inna. I wiesz - ile  razy  trzeba będzie tu przyjść, zmuszę się i przyjdę. Dla ciebie przyjdę.
- No widzisz myszko, jaki miałem dobry pomysł!  Teraz zawiozę cię do domu i wracam do biura, dzisiaj znowu narada do północy. Nie czekaj na mnie. Wanna i lulu.


1 komentarz: